Wydarzenia

Spotkanie z fotografią Niesporków 06/11/2009 do 01/01/2010


6 listopada 2009 roku odbył się wernisaż wystawy fotografii połączony z innymi atrakcjami.

 

W ciemnościach kopalni

W ciemnościach atelier

Z powrotem w sen

 
Historia fotografii Niesporków zaczyna się podobnie, jak historia malarstwa członków Grupy Janowskiej: Ewalda Gawlika, czy Teofila Ociepki.

Na Śląsku rozpoczynał się szalony i pogmatwany wiek XX, Augustyn Niesporek pracował na kopalni Giesche, wydając ładunki dynamitu. W jego sercu rozkwitała jednak potrzeba niełatwa do zbagatelizowania – chciał fotografować. Ogromne wrażenie robiły na nim ceremonie religijne Nikiszowca, pociągało go to miejsce, wraz z jego obyczajowością i specyficzną kulturą, która się tutaj wytworzyła. Pragnął uwieczniać życie okolicznej ludności.

Niebawem pasja przerodziła się w zawód, Augustyn porzucił pracę na kopalni i otworzył studio fotograficzne. Znajdowało się ono i znajduje zresztą do dzisiaj „w szczytowej pierzei rynku w Nikiszowcu, pod arkadowymi schodami. Pną się one ukośnie po kamieniczce, jakby Zillmannowie zatęsknili na chwilę za pejzażem Południa. Wspaniałe miejsce zabaw dla dzieci Niesporków – Paula, Hedwig i Franza.”[1]. Krąg znajomych Augustyna zwykł określać to miejsce mianem atelier. Zamiłowanie Augustyna rozlało się wielką, kuszącą falą i przyjemnie pochłonęło całą jego rodzinę – żonę i wszystkie dzieci. Niesporkowie  konsekwentnie od początku uprawiania sztuki fotograficznej balansowali pomiędzy rzemiosłem, a sztuką artystyczną. Porywało ich zarówno dokumentowanie rzeczywistości, jak i tworzenie światów wyobrażeniowych, nadawanie zdarzeniom poetyckiej aury (np. portret nowożeńców we mgle). Ogromny pęd ku zaawansowanym technologiom fotografowania sprawiał, że studio, mieszczące się na nikiszowieckim rynku zawsze było na czasie. Nie brakowało również zleceniodawców – wszystko wskazuje na to, że firma wiodła prym w uwiecznianiu ślubów, pogrzebów, uroczystości kościelnych, zwykłego bytowania. Z czasem zakład ten powoli zaczął przejmować najmłodszy syn Augustyna – Franciszek. Pozostała dwójka rodzeństwa – Paweł i Jadwiga – otworzyli swoje niezależne studia fotograficzne. Pasja była tak silna, że zdawała się już płynąć wartkim nurtem w żyłach wszystkich członków rodziny Niesporków.
 
Rok 1948 był dla zakładu na Nikiszowcu bardzo owocny, nie brakowało fantazji, klientów, ani rekwizytów – zakład wyposażony był na przykład w strój galowy górnika. Widać, jak studio Niesporków (w które znowu zaangażowana jest cała rodzina – bo Franciszek zaraża swoją pasją żonę – Marię) mocno wpisywało się w kontekst lokalny – życie nikiszowieckiej wspólnoty - barwne i nietuzinkowe, między innymi za sprawą mitologii stanu górniczego, którą tak silnie była przenicowana szarzyzna dnia powszedniego mieszkańców.
 
Położone na Placu Wolności, kultowe już studio przeszło na syna Franciszka – Krzysztofa, który od dziecka był wprowadzany w magiczny świat, kreowany krótkim rozognieniem lampy błyskowej. Dziś mistrz fotografii - Krzysztof Niesporek - w wywiadzie skromnie wyznaje, że czuje się w swojej profesji raczej rzemieślnikiem. Jednak sporo z Jego fotografii to dzieła o walorach wysoce artystycznych. Działalność artystyczną oddziela wyraźną linią od pracy zawodowej – polegającej na oddaniu się klientowi. Zdjęcia robione na zlecenie precyzyjnie obmyśla w głowie. Z każdego człowieka stara się wydobyć jego niepowtarzalne, jednostkowe piękno. Uważa, że nie ma brzydkich ludzi, są tylko nieumiejętnie uwiecznieni. Zdjęć wykonanych przez przypadek nie wpisuje w poczet swoich zasług. Jest w tym względzie twardy i nieugięty: „zdjęcie robi głowa, nie aparat”.

Omówię tylko jedno z artystycznych przedsięwzięć  Krzysztofa Niesporka, cykl zdjęć zaplanowany jako dzieło rozfiglowanej wyobraźni, wizjonerski, wciągający, bogaty w znaczenia i symbole, stworzony zapewne w dużej współpracy z podświadomością. 
 
„Symetrie"
Pełne surrealistycznych niuansów pejzaże Nikiszowca, inspirowane twórczością Erwina Sówki. Elementy architektoniczne tego zabytkowego osiedla zaczynają przemieszczać się z senną dowolnością w wykreowanej przez fotografa przestrzeni. Zza rogu wyłaniają się złowieszczo nimfy – wiedźmy, zwodnicze i czarujące w swym wizerunku, mogące przywodzić na myśl strzygi – istoty krążące po świecie i spijające krew żywym. Artysta ustylizował Nikiszowiec na istny salon luster: pełen podwojeń, potrojeń, pogrubień, lub zawężeń nie występujących w rzeczywistości. Kojarzyć się to może z zaburzeniami percepcji, jakie występują podczas gorączki, w stanach halucynacji. Budynki odgrywają przed oczami widzów teatr optyczny, mający za cel omamiać i pokazywać jak zawodny jest ludzki zmysł wzroku, a w ślad za nim wszystkie inne zmysły. Czasami czegoś nie dostrzegamy, a to jest, coś niby widzieliśmy, ale okazuje się, że tego nigdy nie było. Szaleństwem jest zarówno nie dostrzegać tego, co wokół, na przykład finezyjnej architektury budynków,  jak i zobaczyć za dużo – za pomocą wyobraźni. Z obydwu postaw budzi nas autor głośnym dzwonem swoich fotografii, które są obrazem pułapek percepcji, w które raz po raz wpadamy, albo to nadmiernie poddając się odrealnionym marzeniom, albo ulegając przesadnemu materializmowi, który odgradza nas od świata mistycznego.

Kolaże te nie stawiają sobie za cel ukazywania postaci ludzkich. Te owszem, pojawiają  się, lecz szczątkowo. Albo jest to bliżej nieokreślony, ciemny tłum, mogący zresztą wyobrażać następowanie po sobie pokoleń, albo grupki górników, których uwiecznienie może mieć także sens czysto symboliczny. Górnik jest bowiem kimś, kto pracuje w podziemiach, każdy człowiek nosi w sobie takie podziemia: niejasne wspomnienia, zamazane dzieciństwo, smaki, głosy, widoki. Reszta postaci przewijających się przez ten cykl to albo duchy zmarłych, albo pijaczkowie, ślady mieszkańców - raczej niż mieszkańcy. Gości też postać kobieca. Można ją rozpatrywać na milion sposobów. Jest zmysłowa i tajemnicza, ma w sobie coś z wiedźmy. Pesymistyczny i mroczny krajobraz nieba nadaje jej wizerunkowi jeszcze więcej niezwykłości. W przedburzowym powietrzu wisi lęk i niepewność. Surowy, ceglany labirynt bloków przypomina las, w którym łatwo o zgubienie drogi i taka trudność w odnalezieniu jej… Uliczki dwoją się i troją w oczach, wszystko zaczyna być jednakowe, choć przecież tak bardzo różne, unikatowe. Według Erwina Sówki Nikiszowiec stanowi lustrzane odbicie układu chodników kopalnianych  w podziemiach. Wykreowany przez Niesporka jeszcze dobitniej nasuwa skojarzenia z światem podziemnym. Jest tu ciemno, dziwnie ciasno, na scenie pojawiają się także strzępki górniczych wierzeń, brakuje tylko świętej Barbary, bo żadna z przedstawionych przez Niesporka kobiet święta nie jest.

Cykl tych fotografii jest tak malarski, że bardzo łatwo daje się porównać z dziełami plastycznymi. Przychodzą mi do głowy obrazy Tomasza Sętowskiego, w których architektura jest dzikim, uczłowieczonym stworem, nieco zmechanizowanym. Budynki nietuzinkowo poprzyklejane do siebie przez fotografika Niesporka są żywe i zaskakujące na podobnej zasadzie. Artysta gwałci też stylistykę architektoniczną osiedla, zbliżając ją raz to do gotyckich budowli warownych i sakralnych, raz do renesansowych krużganków, innym razem buduje klimat miejscowości nadmorskich z grafiką smukłych wieżyczek i latarń morskich. Po dłuższej chwili obcowania z tymi wizjami tracimy już pewność, czy te cechy naprawdę zaklęte są w tych murach i Niesporek je tylko wydobył?
 
Nieogarniona pozostaje przestrzeń obrażonego, pochmurnego nieba. Podobnie jest na płótnach Sętowskiego, gdzie bujny przestwór niebieski poraża swym bezmiarem. Ten zapierający dech widok jest dopełniany jest przez budynki przybierające formę upiornych zamczysk, tajemne drzwi w arkadowych przedsionkach. Klimat duchoty rodem z „Procesu” Kafki, niemal widzimy jak na wpół obłąkany Józef K. próbuje zgłębić  i oswoić któreś z tajemnych przejść. Wszystko jest jednak nieprzychylne, niedostępne i kpi z małego, zagubionego człowieka.
Nikiszowiec Niesporka w niczym nie przypomina tak często przywoływanych sielankowych widoczków Czerwonego Miasteczka – swojskiego, uroczego, radosnego. I bardzo dobrze! W innych cyklach fotografii artystycznych tego twórcy także będzie się przewijał apokaliptyczny, wizyjny klimat - w odbiorze dość niełatwy, ale za to obdarzony oceaniczną głębią.
 
Na koniec warto podkreślić, że Krzysztof Niesporek nie jest jedynym kontynuatorem dzieła zapoczątkowanego w dwudziestoleciu międzywojennym przez jego dziadka Augustyna. Profesjonalne studio portretowe mieszczące się w Zillmannowskiej kamienicy na Nikiszowieckim Rynku prowadzi On wraz z żoną Krystyną. Ich córka Sabina Niesporek – Najuchowa, zamężna także z fotografem Pawłem, prowadzi z nim studio fotograficzne w Siemianowicach Śląskich. Mają synka Pawła. Jest duże prawdopodobieństwo, że chłopczyk pójdzie w ślady ojca i dziadka i pradziadka, mamy, babci i prababci, gdyż już teraz jest do tego zachęcany z wszech stron.
 
Izabela Ochman
 
[1] M. Szejnert, Czarny Ogród, Kraków 2007, s. 122