Wydarzenia

ŚLĄSK – ART LIFE 17/05/2010 do 29/05/2010


W dniach od 17 do 29 maja na Placu Śląskim w ramach akcji "Miesiąc sztuki" w Silesia City Center będziemy świadkami wzajemnego przenikania się i oddziaływania sztuki współczesnej oraz przestrzeni typowo komercyjnej. Wystawa prezentować będzie prace wielu uznanych artystów. Serdecznie zapraszamy.

 

W maju wszyscy przybywający do Silesia City Center będą świadkami ciekawej przemiany przestrzeni centrum handlowego w przestrzeń niemal galeryjną. To możliwość zaprezentowania pracy artystycznej przed szeroką grupą odbiorców, przybywających do centrum handlowego w celach zupełnie pozaartystycznych.


Podczas „Miesiąca sztuki” będzie możliwość spotkania ze sztuką współczesną w różnych jej śląskich odcieniach, z wielością barw i różnorodnością twórców. W całej akcji, której tegoroczne motto brzmi: „Wyraź siebie”, bierze udział także Galeria Szyb Wilson, prezentując wybrane prace z naszej prywatnej kolekcji. Zgodnie z myślą przewodnią całej akcji, postanowiliśmy także wyrazić swoją artystyczną osobowość i pokreślić swoją obecność, jako instytucji aktywnie uczestniczącej w życiu kulturalnym województwa śląskiego.

Naszą wystawę „ŚLĄSK – ART LIFE”, na którą składają się prace m.in. takich artystów jak: Marek Kamieński, Lech Kołodziejczyk, Andrzej Urbanowicz, Karol Wieczorek, Andrzej Tobis czy Andrzej Siek, można oglądać codziennie w Silesia City Center od 17 do 29 maja na Placu Śląskim. Serdecznie zapraszamy.
 
        

Galerie zamiast galerianek
 
W sferze przejściowej, między komunizmem już trochę wirtualnym, a nierealnym, raczkującym polskim  kapitalizmem - zaczęły w Polsce powstawać hipermarkety; brzydsze siostrzyczki amerykańskich centrów handlowych, nowe świątynie  życia społecznego: handlowego, umysłowego i towarzyskiego. Od momentu poczęcia zaczęły być opluwane: a bo to zwalniają z podatków, a bo to nieludzkie warunki pracy, a to znów ceny dumpingowo wykańczające małe, rodzinne sklepiki… ale przecież jakże wygodnie było raz w tygodniu przyjechać na zakupy, zjeść obiad, lody i wypić kawę w lekko nierzeczywistej i neurotycznej atmosferze spełnionego amerykańskiego snu o raju obfitości.”Ohydztwa” powstawały coraz to nowe, słabnące protesty wiatr porywał jak dym z dogasającego ogniska, i w takiej atmosferze tlących się i coraz bardziej bezradnych protestów inwestorzy zaproponowali Katowicom adaptację nieczynnej kopalni Baildon na nowoczesne multicentrum handlowe. Co też się stało. Elementy postindustrialnej architektury obudowano bryłami nowoczesnych budynków. Cóż, mogło być gorzej i to o wiele……W każdym razie Centrum Kultury na pewno jest jednym z bardziej udanych rozwiązań, ciekawym upgratem wobec innych kontenerowych supermarketów, a usytuowane w węzłowym miejscu błyskawicznie wydrenowało z klientów centrum Katowic! Cóż, prawo konkurencji, klient idzie tam, gdzie taniej, wygodniej, lub można poszpanować… być może więc w ramach dodania sobie splendoru, zadziałania na zdrowy zmysł snobizmu zagonionego konsumenta, czy wyprostowania jednostronnego wizerunku, albo nawet jako antidotum dla „galerianek” - dyrekcja „Silesii” zaproponowała sztukę przez duże „S”: zamiast „galerianek” – galerie…
 
Nie wszystkie artystyczne inicjatywy wypaliły, np. próba publicznego malowania modelki rozebranej do rosołu zostały przez zdegustonowaną publiczność radykalnie przerwane …i słusznie: nie każda mamusia życzy sobie, żeby jej małżonek i nastoletnia pociecha zbyt aktywnie włączyli się we współczesne  życie artystyczne… Doskonale się sprawdził natomiast pomysł współpracy ze śląską Galerią Szybu Wilson. Ale co to znaczy doskonale??? Co w przypadku sztuki współczesnej prezentowanej w dodatku w tak nietypowym miejscu świadczy o sukcesie? Dla mnie - autentyczne zainteresowanie przypadkowej przecież w końcu, w takim miejscu, publiczności. Ktoś powie - a co w tym dziwnego? Owszem rzeźba między butikiem, a budką z lodami przyciągnie uwagę choćby na zasadzie lorda popijającego jabola z kloszardem.( co nie znaczy, że porównuję pielgrzymującą, czy wręcz zadomowioną w supermarketach klientelę do kloszardów…) czystą przyjemność więc miałam obserwując, jak niczego nie spodziewająca się rodzina: dzieci liżąc lody, tata z pizzą, mama pilnująca porządku, nagle nieruchomieją przed „Graczami” Karola Wieczorka, instalacją przecież trudną i budzącą kontrowersje…dzieci najwyraźniej zaintrygowane, rodzice niepewni; lody ściekają na t’shirty, tatuś odwraca się i drapie w głowę z zakłopotaniem patrząc z zadumą na jeden z lepszych obrazów tego autora, na którym niezaspokojona, lecz pełna nadziei niewiasta przeciąga się na łóżku, a jej towarzysz niedoli nerwowo zapala papierosa. Po chwili na obraz zerka żona z niedocieczoną miną, dzieci chichoczą zakrywając sobie usta lodami… Uwagę przykuwały też świnie tegoż artysty.( ktoś kiedyś powiedział o Wieczorku: to świetny artysta, ale maluje same świnie !??) Jak by nie było - świnia w okularach, z bólem istnienia w inteligentnym oku - symetrycznie współtworzyła przestrzeń z pobliskim kioskiem z hot – dogami i zajadającymi się nimi przechodniami Byli tacy, co dotykali ukradkiem  fakturowane abstrakcje, dziwiąc się rzeźbiarskim efektom: obraz to, czy rzeźba? Pan w towarzystwie wychudzonej jak top- modelka anorektyczki wpatrywał się w bujną, jak Matka Ziemia Gaję Sówki – zbiorowe marzenie czarnej braci górniczej.
 
Przenikanie się przestrzeni artystycznej i handlowej powodowało, że łapanie niespodziewającej się podstępu publiczności było nagminne: pułapka była dobrze zastawiona, sieci zastawione we właściwym miejscu …jedni to kupowali bez reszty, inni wycofywali się chyłkiem, lub ostentacyjnie; byli tacy, którzy wpadając w „artistic zone”stawali skonfundowani, wracali na bezpieczniejszy teren, aby po jakimś czasie z jakichś im tylko znanych powodów powrócić, już na dłużej. Galeria Szyb Wilson przedstawiła wszystkich cenionych przez siebie artystów, serce swoich zbiorów: poza Wieczorkiem, Marek Kamieński, Andrzej Urbanowicz, Tobis, Kołodziejczyk i starsi  i młodzi i najmłodsi. Nie brak było nawet Erwina Sówki, hajera przedniej marki…
 
Czy to zainteresowanie „surowej” i ”naiwnej” publiki wynika z jej właśnie - nieobycia? Że się po prostu nie zna? Co innego, koneserzy, znawcy, wernisażowi wyjadacze. Ci stanowią naprawdę miarodajną publiczność… Czy jednak ten grymas znudzenia i stały zgryz mówi coś pełniej o dziele niż prostolinijne oko profana? Jest takie buddyjskie powiedzenie: Patrząc na rzeczy, nie widzisz rzeczy – widzisz umysł! Czy opinie autorytetów, całe konstrukcje estetyczne wsparte snobizmem i pragnieniem podtrzymania kruchego ego konesera nie zasłaniają mu, jakże często, tego, co stoi przed nim? Sztuka dzisiaj jest trochę jak wielka religia w swej usztywnionej i schyłkowej fazie – kapłani są niezbędnymi posłańcami Dobrej Nowiny, pośrednikami między Sacrum, a profanum, wybranymi, aby kanonizować kolejnego Sasnala, X-a lub Y-a - i zazdrośnie strzegąc tego przywileju…            
 
Nie całkiem serio - pozwolę sobie zapalić światełko w tunelu: oto nowopowstała dyscyplina wiedzy: neuroestetyka, która korzystając z najnowszej aparatury do  badania neurofizjologii mózgu stwierdza, że widać wyraźną różnicę w aktywności określonych partii mózgu człowieka patrzącego na dzieło wybitne i wtórne. Domniemanie tej raczkującej naukowej  dyscypliny jest takie, że wielki artysta przedstawia świat w  wyjątkowy sposób, co angażuje mózg odbiorcy, jak przy rozwiązywaniu łamigłówki. Następni idą przetartymi torami. Stąd prawdziwie wielka sztuka może bardziej bulwersować mózg konesera niż „prostaczka” bardziej burząc ustalony obraz świata tego pierwszego. Wystarczy sobie przypomnieć drwiący śmiech wtajemniczonych na fanaberie impresjonistów, kubistów itp…
Później było na odwrót: wszystko co nowe było w cenie, jeszcze później liczyło ( i liczy się ) to, co jest zręczną manipulacją odwiecznymi chwytami,(zabawa skrawkami kolorowych szkiełek w kalejdoskopie), ale zawsze w tajemniczy sposób znawcy sami najbardziej znudzeni są tym, co niby tak cenią… i słusznie: nowość dla nowości jest pusta, nieskończone wariacje na temat paru fundamentalnych mitów – nudne…
Jeśli coś wiemy na pewno, to na pewno fałszujemy przedmiot naszej pewności… Wszystko, co wiemy, jakby ta nasza wiedza nie była obszerna - jest z założenia schematyczne – to istota wszelkiej wiedzy – a umysł największej wiedzy - jest tylko umysłem.

Stąd tak istotne są inicjatywy, jak wspólna inicjatywa Galerii Szyb Wilson i dyrekcji Silesia Center City. Znakomitym sposobem na przełamanie oddzielenia sztuki wysokiej” od codzienności jest wyjście z nią poza zaczarowany krąg nudnej tajemnicy. Oczywiście galerie są potrzebne, ale można jak Tate Galery otworzyć podwoje dla publiczności z pizzą i lodami( zgodnie z testem neuroestetycznym przy prawdziwym dziele sztuki keczup pobrudzi spodnie, a lody się roztopią!) Na razie pozytonowe skanery mózgów nie staną w galeriach. Ludzie, którym krytycy sztuki jeszcze nie zabełtali w głowach, z naiwną ciekawością zaglądają do działu wystawowego w markecie, a Tajemnica jest, jak zawsze, Tajemnicą, nie jej opakowaniem w głowie eksperta.                                                                  
 
Danuta Miściukiewicz
                 
            
Granaty w wózku z szopingu


Globalizacja postępuje. Świat w jakimś sensie jest już globalną wioską. W Iranie Chomeiniego i Chamenei w cenie były dżinsy amerykańskie według najmodniejszego kroju, a w tajemnicy przed szpiegami mułłów urządzano prywatne seanse filmów z Sylwestrem Stallone i najnowszymi przebojami popmuzyki( Jeśli wpadły w łapy agentów krążyły bez końca w najtajniejszych kręgach bezpieczniaków!) Podobnie jest w objętym wieloletnią wojną z pozoru najodleglejszym kulturowo Afganistanie; nad chatami co zamożniejszych Masajów jaśnieją w blasku oślepiającego słońca dzikiej Afryki - anteny satelitarne.W bólach, drgawkach, zamęcie, animozjach, wzajemnych pretensjach, i lokalnych kataklizmach, w każdym momencie zagrożona armagedonem rodzi się tajemnicza, nieprzewidywalna, obiecująca i groźna nowa jakość: kultura jutra.
 
Jednym z symboli cywilizacji jednostronnego wzrostu gospodarczego, sztucznie stymulowanej konsumpcji, żerowaniu na słabostkach, kompleksach i próżności ludzi zręcznie wykorzystywanych, co pozwala zaprząc  konsumentów w kierat ogłupiającej, wydajnej pracy, która jest sensem życia tylko o tyle, o ile pozwala pozyskać fundusze na konsumpcję, bezrefleksyjne „wielkie żarcie”, nabywanie dóbr w gruncie rzeczy niepotrzebnych, żeby – się pokazać, żeby nie odstawać od innych, mieć to – co najlepsze, najmodniejsze, najbardziej jaskrawą błyskotkę, którą już po sezonie trzeba zastąpić tą co na fali, żeby nie było obciachu – jednym z tych symboli są - supermarkety. Można dużo złego powiedzieć o supermarketach, gdyby jednak nie były potrzebne, czy wręcz konieczne – jako ostatni brakujący fragment puzzli tworzący zamkniętą konstrukcjię współczesnego produkonsumeryzmu - znikłyby, jak sen z naszych oczu..
 
Usytuowane blisko miast, przy drogach dojazdowych do domów, ułatwiające ludziom wracającym samochodami z pracy do domu zakupy i to wielostronne i zupełne, bo w wielkiej skali w nowym tysiącleciu odtwarzają zasadę małych, wygodnych sklepików początku 20 w: „mydło i powidło”… I zresztą supermarkety stają na uszach żeby przywabić, a jak już ściągną – przykuć do siebie klientów: premie i zniżki za wierność, stałość, promocje, nagrody, imprezy, ściągane gwiazdy i gwiazdki.  Tanie ramki i oprawy dzieł sztuki, no i w końcu obrazki, jako dodatek do salonów meblowych, a więc i galerie - enklawa dla „kulturalnych”, od dawna już są razem z pizzerią,  kawiarniami, cukierniami, lokalami niezbędnym dodatkiem szanującego się kolosa shoppingu. W ten sposób klient ma czuć się jak w domu, własnym podwórku, promenadzie, ulubionej kawiarni, klubie; ławeczki w foyer pod sztucznymi jaskrawozielonymi tropikalnymi roślinami nastrajają do pogawędki i plotkowania, jak w parku, czy osiedlowym zieleńcu. Dzieci są mile widzianymi klientami, to one ciągną spracowanego tatusia do zabawek, których nakupi całe naręcze lecząc nieczyste sumienie wiecznie nieobecnego ojca, starsze przebierają w grach komputerowych i szpanerskich gadżetach elektronicznych. Jesteśmy dla Ciebie, czuj się u nas jak w domu, jesteśmy wręcz Twoim domem, zastąpimy Ci wszystko, tak, że zapomnisz o wszystkim, co nie jest kupowaniem…Galerianki, jeśli tylko dyskretne, nie są źle widzianym elementem wyposażenia…Ale jakaś nieszczerość, fałszywa usłużność, manipulacja, plastyk, sztuczne kwiaty, uśmiechy z papieru…

Kultura XXI w. w trakcie tworzenia się - narastająca jak lawina, której wszystkie znaczące aspekty rosną wykładniczo – jest zbyt zróżnicowana i niejednolita, żeby ją jednoznacznie określić. Być może istotnym jej heglowskim czynnikiem napędowym (albo taoistycznym - twórczym i koniecznym splątaniem) jest sczepienie indywidualizmu z uproszczoną typowością: homo faber połączony z homo ludens jak walet, żeby nie powiedzieć: dupek treflowy jest odbity w milionowym nakładzie z jakże prostackiej sztancy; z drugiej strony postmodernistyczna niekonieczność daje możliwości eksperymentowania, wyboru, rozwoju, i eksploracji terenów nigdy nie zagospodarowanych, tyleż kuszących, co niebezpiecznych, co może bojaźliwych skłaniać do panicznej i neurastenicznej rejterady w zapyziały tradycjonalizm. Starając się być sprawiedliwym - być może szukają tam wartości podstawowych, konstytuujących głębszą jakość człowieczeństwa, widząc ją jednak w zewnętrznych znamionach, formie, którą współczesność, która odrzuciła dawne mity - w bólach  musi dla siebie dopiero stworzyć…
 
Co powiedziawszy - wróćmy do pretekstu do tych rozważań: Art.  Life w Silesia City Center. Wprawdzie supermarkety często oddają swe przestrzenie dla artystów i obrazów które stanowią dopełnienie stosownego wystroju wnętrz, ale rzadko, lub wcale dla sztuki, która - jak to powiedział Schiller  „jest tym, co samo wyznacza swoją regułę”- i tu ekspozycja w domu towarowym: Silesia City jest jednak czymś wyjątkowym. Obrazy, rysunki, rzeźby i instalacje z kolekcji Moniki Pacy i Johanna Brosa z Galerii Szybu Wilson w Nikiszowcu, niekoniecznie są wprawdzie zawsze obrazoburcze, czy walczące i programowo - społecznie zaangażowane ( w każdym razie nie wszystkie) ale w przeciwieństwie do ładniutkiej komercji marketowej powstały z potrzeby wewnętrznej jako wyraz shillerowskiej pasji, są:
 eksperymentem, wyrazem ekspresji, wymierzeniem sprawiedliwości widzianemu światu, próbą stworzenia, czy odkrycia form wartych z różnych powodów pokazania i utrwalenia, śladem który zostawia indywiduum w czasie i miejscu, które jest, jak wszyscy  i wszystko- wyjątkowe.
To przesłanie: jesteśmy wyjątkowi, mamy prawo do widzenia po swojemu, szukania po swojemu, nie musimy się poddawać ogłupiającym trendom prostackich i w złej wierze zewsząd nas atakujących sugestii - w dziwnym i ożywczym jest konflikcie z wizją świata jako Produkcji i Konsumpcji, który jest kurtyną za którą ukrywa się świat jako Rzeźnia,  Zbrodnia, Obojętność, Wygodnictwo, Ślepota Oszustwo, Strach przed ostatecznym Holokaustem.
 
Wobec tych molochów skromny projekt: Świat jako Twórczość, Wolność, Samorealizacja; cichy szept przedstawiający tym, co mają oczy do patrzenia i uszy do słuchania  - możliwość twórczości, swobodnego wyboru indywidualnej decyzji i szansy na wolność, tylko z pozoru wydaje się propozycją przegraną…Ilość zainteresowanych w Silesia Center widzów,  brak obojętności, gwałtowne reakcje aprobaty czy niechęci, ale zawsze żywe, choć publiczność jest „ surowa”, „nieprzygotowana”, na ogół odległa od specyfiki i snobizmu wernisażowych wyjadaczy .Nie chodzi o to, żeby z każdego zrobić konesera form i jakości chwilowo cenionych przez tych, co uważają się za elity. Pozwolę jednak wyrazić swoje skromne zdanie i zgodzić się z hasłem z barykad paryskich 68 po drobnej modyfikacji: ”Każdy jest TEŻ artystą”. Każdy jest w centrum świata, każdy ma prawo i może, jeśli tylko chce uczynić ze swego życia - dzieło sztuki.
Droga jest wolna. 
Ograniczenia stwarzamy sobie sami.                                                   

 

Karol Wieczorek